poniedziałek, 4 listopada 2013

Alicją w Krainie Czarów być

Być może nie wyglądam na to, ale dość dawno opanowałam sztukę wiązania butów, choć - odnoszę wrażenie - że ludziom wokół wydaje się, jakbym uczyniła to dopiero wczoraj. Od najmłodszych lat budziłam w osobach z mojego otoczenia coś w rodzaju opiekuńczości, ale można sądzić, że to naturalne, iż małe, słodkie, niebieskookie dziewczątko z białymi włosami może budzić podobne uczucia. Tym bardziej, jak ma kilka lat. Wraz z mijającymi latami przyzwyczaiłam się, że rodzina wciąż traktuje mnie ze zbytnią troską - w końcu wciąż kołaczy im po głowach małe-białe moje wyobrażenie, a ponadto jestem najmłodszym dziewczęciem w rodzinie, co skupiało na mnie wszystkie achy tego świata. Rozumiałam ów fakt i może rozumiałabym do tej pory, gdyby rzeczona nadopiekuńczość nie rzuciła się na zupełnie inne płaszczyzny. Mianowicie: praca. Okej, ja rozumiem, że pracuję ze starszą siostrą, co niejako powoduje, że ja jestem ta "mniejsza", ale w żaden sposób nie powinno zrzucać mnie do poziomu dziecka, które uczy się wiązać buty. Owszem, chciałabym być dzieckiem, które uczy się wiązać buty, mieć tyle lat, chodzić do podstawówki i nie zastanawiać się nad żadną pracą. Wymaga się ode mnie podejścia profesjonalnego, zmieniły mi się trochę również obowiązki, zwiększyła odpowiedzialność - tego nikt z moich barków nie ściągnie. Za to wiele osób traktuje mnie, jak dzieciaka, który ma problemy z trafieniem do domu. Wbrew pozorom jestem samodzielna i sama, ale dzielna. Może miewam na twarzy wyraz bezradności, przestrachu, paniki - ale akurat wtedy, gdy coś takiego gna przez moją facjatę jakoś nikt nie kwapi się do zdjęcia z moich barek danego brzemienia. Za to, gdy kompletnie pomocy nie potrzebuję, nagle wyrasta przede mną ktoś, kto najchętniej poinstruowałby mnie, jak używać zamka błyskawicznego. Byłoby to może śmieszne, gdyby nie zaburzało pewnych proporcji, ja mam dziewiętnaście lat (tak, to wciąż jest -naście), samodzielnie założyłam sobie konto w banku, zapisałam się na studia, zapłaciłam za nie... ba! samodzielnie na nie zarobiłam, codziennie docieram do pracy ciężkie kilometry - wymagam od siebie 150% ... i nagle zza rogu wychodzi człowiek, który traktuje mnie jak dziecko i próbuje "pomóc" w sprawach najprostszych. Źle to wpływa na moje samopoczucie, jak i kontakty z płcią przeciwną... Kiedyś ktoś powiedział mi, że jak przytyję dwadzieścia kilogramów, to ludzie przestaną traktować mnie, jak pełnoletniego bachora, być może - (nie)stety mam wątpliwy wpływ na swój wygląd, może ostatnio zeszczuplałam (kiedyś wydawało mi się, że osiągnięcie wagi poniżej 50kg jest niemożliwe, jednak jest...), może nie jestem żyrafą (ale znam dużo osób niższych ode mnie, nie mających podobnych problemów), może mam te cholerne blond włosy i niebieskie oczy, ale litości - mam też głowę na karku, nie jestem głupia i wcale nie potrzebuję niańki. Jak tak dalej pójdzie, to w wieku 50 lat będę starą panną, która potrzebuje opiekuna do nauki wiązania butów. 

20 komentarzy:

  1. Biedna... Też mi się tak zdarza, ale to dlatego, że jak ktoś na mnie patrzy, staję się naprawdę nieporadna.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja mam tak, że jak potrzebuję pomocy to nikogo w promieniu kilometra nie widzę, a jak dobrze sobie radzę, to ludzie chcieliby mi na siłę pomagać, bo przecież jestem taka bezradna. Za niedługo mnie adoptują i zaczną karmić gerberkiem.

      Pozdrawiam również!

      Usuń
  2. Od jakiś 5-6 lat nie uprawiam wiązania butów ... moje kicksy tego nie potrzebują hehe.
    Ale rozumiem co masz na myśli - przechodziłem to jakiś czas temu gdy znalazłem pierwszą pracę i się usamodzielniłem. Choć w dalszym ciągu moja rodzinka miewa przebłyski nadopiekuńczości wobec mnie - młodego kawalera niby nie umiejącego zrobić sobie obiadu.

    Mam nadzieję, że znajdziesz też pomocnika w tych trudniejszych problemach!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Eh.. ja mam z kolei na odwrót. Mnie przeważnie rzucają na głęboką wodę, bym nauczyła się życie. Przyznam szczerze, że czasem brakowało mi takiego wsparcia, chęci pomocy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale w cięższych sytuacjach muszę sama sobie radzić, mnie tylko na siłę wszyscy chcą wyręczać w banalnych sprawach, to irytuje.

      Usuń
  4. Cała moja rodzina od zawsze traktuje mnie jak dziecko, a to dlatego, że jestem najmłodsza w rodzinie. Ale chyba się już do tego przyzwyczaiłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobnie, nawet w swoim pokoleniu z dalszej rodziny jestem najmłodsza - chyba nigdy nie odkleją mi łatki dzieciaka, ale często dobrze mi z tym :)

      Usuń
    2. Gdyby takie traktowanie było tylko ze strony rodziny, to okej..., ale nie w sytuacji, gdy takie rzeczy wyczyniają prawie moi rówieśnicy.

      Usuń
  5. wiesz, to taki urok bycia najmłodszym dzieckiem w rodzinie. udowodniono psychologicznie tę zależność. mam tylko nadzieję, że te wszystkie myśli, które wylałaś na bloga, wylałaś też w rozmowach z rodziną. bo wbrew pozorom, oni może wcale nie widzą problemu. dla nich zawsze będziesz małą, słodką dziewczynką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z nadopiekuńczością ze strony rodziny się pogodziłam, nie mogę się pogodzić z tą, która idzie od teoretycznie obcych, niewiele starszych ludzi.

      Usuń
  6. Mnie raczej zaczęli traktować jak dorosłą osobę, która pomocy nie potrzebuje. Myślą, że ze wszystkim dam sobie radę, jestem silna, odpowiedzialna i wiem co robię. Gdy mam chwilę niepewności, albo potrzebuję rozmowy, to krytykują mnie, bo przecież "jestem dorosła" i wymyślam. Nie mam wsparcia, bo uważają, że jestem za stara. Najbardziej boli mnie to, że nie doceniają mnie, wszystko tylko krytykują. Więc chyba wolałabym już opiekuńczość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, każda skrajność jest zła, nie da się tego wypośrodkować? Ale ja też słyszę, jak mam prawdziwy problem - i naprawdę potrzebuję pomocy, że jestem dorosła i sama o sobie stanowię. Tyle, że - tak, jak mówię - ze strony rodziny jestem w stanie to przełknąć, ale nie od znajomych z pracy, którym wydaje się, że przed nimi stoi maleńkie dziewczątko, które nie uniesie pustego kartonu[sic!].

      Usuń
  7. Ja jestem najstarsza w rodzinie ale schemat jest mniej więcej ten sam. Może nawet jeszcze gorszy. Wydaje mi się, że rodzice nie są jeszcze "przystosowani" do tego, że ich dziecko dorasta i nie są do tego kompletnie przygotowani. I to jak mnie traktują jest naprawdę godne powżałowania. Mają szczęście, że jestem takim nerdem i prawie każdy weekend spędzam przed komputerem, bo jakbym próbowała wychodzić w piątki to już w ogóle chyba by się zapłakali na śmierć. I tak, mam 17 lat i nadal muszę kłócić się przez trzy dni, zanim mama puści mnie do sąsiedniego miasta. Boi się nawet, gdy chce jechać gdzieś pociągiem, bo "wiadomo jakie są czasy". To chore, jakbym miała pięć lat, nawet inspekcje w pokoju mi robią.
    Przepraszam za ten wywód. Chyba potrzebowałam się komuś wyżalić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że mamy podobnie, ale mi się wydaje, że gdybyśmy były większymi ekstrawertyczkami i częściej wyściubiały nos poza dom, to rodzice by się do tego przyzwyczaili i tak nie przeżywali. Ale wiesz, hit-hitów to jest, jak jadę gdzieś z siostrą, która jest starsza, przed wyjazdem moja rodzicielka zawsze mówi do siostry: "tylko nie zgub Aśki" ... teraz się z tego śmieję, ale gdy takie sytuacje się zdarzają, to łapię taki bulwers, że hoho. Toż to cud, że się jeszcze nie zgubiłam w drodze na uczelnię!

      Usuń
  8. Też jestem tą najmłodszą w rodzinie. Nigdy nie czułam się z tym dobrze. Jednakże pogodziłam się już dawno z tym, że traktują i będą traktować mnie jak dziecko. Mimo tego, że życie kazało mi być doroślejszą już dobrych kilku lat, które powinnam poświęcić na beztroskie dzieciństwo..

    Wiesz? Jestem dumna z Ciebie. Z tego, co robisz, jak żyjesz. To się ceni.

    Głowa do góry! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja mam pretensje do losu, bo wyglądam, jak gówniara, to czemu gówniarą być nie mogę metrykalnie? Chodziłabym sobie do szkoły i miałabym w nosie "obowiązki" dorosłego, a w tej sytuacji jestem małolatą, która musi się boksować z większymi problemami.

      Powiem Ci tak, że rok temu już mniej więcej wiedziałam, jak będzie wyglądało moje studencko-pracownicze życie, ale w ogóle nie dopuszczałam do siebie konkretnej wizji, bo po prostu okropnie się tego etapu bałam. Patrząc jakieś cztery, pięć miesięcy wstecz jest we mnie kolosalna różnica - i najlepsza rzecz, jaką dokonałam od tego czasu, nie martwię się, co będzie jutro - nadmiar stresu w pracy, spowodował, że potrafiłam się na niego uodpornić.

      Dzięki, że jesteś! ;-*

      Usuń
  9. Nie ma się czym przejmować :) ja ogólnie nie zwracam uwagi na to, jak ludzie mnie postrzegają.Lubię sobie radzić sama i jeśli ktoś "na siłę" się wpycha, mówię, że tego sobie nie życzę :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie racja, ale nadmiar takich smaczków potrafi zirytować, więc musiałam gdzieś tę żółć przelać :-).

      Usuń
  10. dobrze rozumiem Twoje poirytowanie, rodzina i bliskie nam osoby często są pełne obaw o nas, pamiętam jak szłam na studia, a studiuję naprawdę daleko od domu rodzinnego, to mama się bała, że sobie nie dam rady i co? dałam sobie i to całkiem dobrze radę! ostatnio jak starałam się o cały etat, mama też pełna obaw, że sobie nie poradzę, że nie pogodzę tego ze studiami i co? i daję sobie radę! też mnie to irytowało, zwłaszcza, że na początku dostawałam też telefony od mamy, że może jednak zrezygnuję z tego całego etatu? bo to za dużo dla mnie, gdzie się w ogóle na to nie skarżyłam! ale widziała, że mnie to irytuje, bo jak dzwoniła do mnie i mi takimi tekstami operowała, to mówiłam jej, że nie zamierzam z nią o tym rozmawiać i że kończę, bo nie chcę się wkurzać i w końcu odpuściła, ale muszę, że jeszcze nie raz zostanę w taki sposób przez nią potraktowana i Ty niestety pewnie też nie raz jeszcze tego doświadczysz, ale póki co, weź trzy głębokie oddechy, rób swoje i jak widzisz, że dajesz sobie radę, to się tym nie przejmuj!

    bardzo spodobały mi się Twoje słowa, tak właśnie też rozmyślałam nad tym, że to, czegoś doświadczyłam było i wciąż jest dla mnie nauką, mam nadzieję, że jak spotkam odpowiedniego mężczyznę, to pokażę, że umiałam się nauczyć na swoich doświadczeniach

    OdpowiedzUsuń
  11. Moja mama i babcia nadal traktują mnie, jak małą dziewczynkę. Wynika to z tego, że nie mam pełnej rodziny. Ciężko to zrozumieć, zaakceptować, bo faktycznie potrafi to negatywnie wpłynąć na różne sfery naszego życia, np. na bardzo osobiste relacje. Nie ma innego wyjścia, jak buntowanie się przeciw temu, bo życie z "tym" może naprawdę wszystko popsuć.

    OdpowiedzUsuń

SPAM nie jest mile widziany.

Dziękuję za każdy sensowny komentarz.