Jestem na etapie poszukiwania pracy, miałam cztery rozmowy kwalifikacyjne, o których chyba napiszę osobny post, gdyż niektóre przypadki były nawet śmieszne. Z reguły warunki, jakie mi proponowali pracodawcy, były nie na moje realia - groziły śmiercią głodową, a co jak co, jeść to ja jednak lubię, więc odmawiałam. W końcu trafiła się okazje, kurcze, jak ja się cieszyłam...
Wstałam sobie raniutko, poczułam ten charakterystyczny paraliżujący stres, kiedy dopada mnie ten rodzaj stresu, to mogę z powodzeniem powiedzieć sobie: "wracaj do łóżka i tak niczego wielkiego nie dokonasz". A wraz ze stresem poziom pesymizmu wzrósł. Kiedy dotarłam już do miejsca pracy - przyznam się, składałam tam CV, bo chciałam mieć jakąkolwiek pracę, a ta nie była wcale moją wymarzoną - dostałam regulaminy do przeczytania itp, poczułam, że balonik stresu rośnie. Następnie zostałam oprowadzona, zapoznana z realiami - bardzo teoretycznie, dowiedziałam się, jaki mam przydział. Zostałam wysłana na stanowisko sama, mając wyznaczony obszar, z którego nie mogłam się ruszać. Kiedy wykonywałam porządkowe czynności i odkryłam, że mój wzrost ma wiele do życzenia (stanie na palcach + ręce w górze nie jest najprzyjemniejszą czynnością), gdy ręce bolały mnie niesamowicie, pomyślałam sobie: dobrze, że nie wetknęli mi jeszcze umowy pod nos. Potem było już gorzej. Niby mogłam pytać, ale w okolicy nie było nikogo, kto by mi odpowiedział na pytanie, a ze swojego obszaru ruszać się nie mogłam, aby zapobiec kradzieżom. Generalnie, byłam bardziej zielona, niż kiedykolwiek chyba w życiu - nawet na kasie w zeszłym roku było mi lepiej. Praca nie była ciężka, niektórzy powiedzieliby z pewnością, że przyjemna, ale we mnie bańka strachu naprawdę rosła coraz bardziej. Samoocena w jednym momencie spadła mi drastycznie, po prostu leżałam psychicznie, czułam się malutka, nic nie wiedząca, zupełnie zagubiona. Wykonywałam cały czas te same czynności, gdyż praca to była syzyfowa - gdy klienci mnie o coś pytali, ja wiedziałam mniej, niż oni. To naprawdę było niekomfortowe, tym bardziej, że ja przyzwyczaiłam się może do mojej wewnętrznej krytyki - czytaj średniej samooceny, ale bardzo rzadko bywam w sytuacjach, gdy nie znam się kompletnie na sprawie. Średnią samoocenę zawsze rekompensowałam sobie wiedzą, wiedzą jakąkolwiek. Myślenie, że niezależnie, co się wydarzy i tak wybrnę z sytuacji - do tej pory mi towarzyszyło. Jednak kiedy znalazłam się w sytuacji, gdzie jestem kompletnym laikiem, byłam przerażona, zagubiona, a nawet miałam sen (koszmar) na jawie. Jeszcze nigdy nie miałam tak wyrazistej wyobraźni. Inna sprawa, że przez siedem i pół godziny, może godzinę łącznie z kimś rozmawiałam - a możliwość porozmawiania, nawet o duperelach, mogłaby zmniejszyć mój stres - lubię żywy i dynamiczny kontakt z ludźmi. A i nawet na pewne niesnaski się natknęłam. Po tej całej sprawie, stwierdziłam, że skoro mój stres tak mnie paraliżuje w tej robocie, to tzw. skórka nie jest warta wyprawki, innymi słowy, rzuciłam ją w cholerę.
Generalnie, moja głowa zrobiła mi dużego psikusa, ale wiedziałam, że nie chcę tam wrócić, tego byłam pewna. I prawdę powiedziawszy, gorszy dołek psychiczny niż ten, miałam tylko raz. I tak stwierdziłam, że najważniejsze jest to, żeby do niczego się nie zmuszać, jeżeli coś powoduje, że mój stres jest nie do wytrzymania, to lepiej z tego zrezygnować i uniknąć późniejszego leczenia zaburzeń psychicznych. Żadne pieniądze nie zrekompensowałaby mi tego poczucia. Żadne.
Jejku, 7,5 godziny rozmawiać z ludźmi? O czym? ;o Trzeba było od razu uciec, w połowie zmiany, jak Ci się takie straszne stresowe rzeczy działy w głowie ;)
OdpowiedzUsuńOkej, jakiś czas pogram głupią idiotkę, ale pewnie długo nie wytrzymam :D
Troszkę pewnie tak, ale nie tak chyba znowu do końca! Przynajmniej wiadomo, że musisz być szczera, bo i tak nie ukryjesz swoich intencji ;p
Z tymi drzwiami, czy ogólnie 'panie przodem' to nie zawsze jest fajnie, bo w większości to się na tyłek patrzą, o.
Ja poszukiwałam i poszukiwałam pracy i ciągle nic. Żadnych chętnych, żeby mnie zatrudnić.
OdpowiedzUsuńFakt, wazne jest nie zmuszanie się do niczego... życie jest tylko jedno i warto robić to, co chodź trochę daje nam nieco satysfakcji .
A w jaki sposób szukasz pracy? Jeżeli wysyłasz CV drogą mailową, to obawiam się, że ciężko będzie o odpowiedź. Najlepiej zanosić CV osobiście do danego miejsca, niezależnie, czy mają wywieszkę, że kogoś szukają, czy nie.
UsuńDlatego postanowiłam nie zmuszać się do tego, nie chcę być sfrustrowana całe życie, a satysfakcji ta robota raczej by mi nie dała.
Często tak jest w pierwszy dzień. I to jest moment na decyzję czy chcę się męczyć i płaszczyć za marne pieniądze czy wolę poszukać czegoś innego.
OdpowiedzUsuńJa też parę razy miałem taką sytuację, że po 1 dniu stwierdziłem, że to nie ma żadnego, nawet najmniejszego sensu. Zrezygnowałem i dobrze mi z tym :)
Trzymam kciuki za Twoją pracę!
PS.
No to całkiem śmiało możemy pofilozofować - lubię to.
Ja też nie dowierzam, że przeżyłem dzisiaj.
UsuńA wakacji już nie mogę się doczekać ... jak nigdy wcześniej chyba.
To fakt, chłód łazienki jest bardzo przyjemny i uspakajający. Chociaż ja przeważnie jednak siedzę na czymś innym niż pralka ... :D
PS.
O czym chcę pofilozofować? A nie wiem, można by wziąć pierwszy lepszy temat a później filozofia sama nas poprowadzi ... gdzieś tam heen daleko. Dziś jednak na myśl przychodzi mi pierwsze "granica między miłością a nienawiścią" ... nie moja wina, tak wyszło.
Hmm ;>
Teoretycznie zostały mi jeszcze dwa - dwa z sześciu.
UsuńAle wiem, że dzisiaj spieprzyłem jeden lub nawet dwa egzaminy - więc pewnie z dwóch wzrośnie znowu do czterech.
Oj tam, to wiele byś się nie pomyliła ... bo ja na pewno mam coś z głową. I codziennie to wrażenie się potęguje. Tylko jeszcze nie wiem co to jest.
A właśnie się nie zamykaj! I bardzo mnie ciekawi ta analiza - bo może bym się dowiedział czegoś co mi umknęło w całej tej układance pomiędzy miłością a nienawiścią. Pisz zatem jeśli tylko masz ochotę. A co do psychologii, bliskie mi osoby twierdzą, że mam wszelkie predyspozycje by zostać psychologiem - bo ludzie momentalnie mi oddają zaufanie i potrafię z nich bezinwazyjnie wyciągnąć dużo informacji.
Moim zdaniem bardzo łatwo. Ale jednak nie wydaje mi się aby głównym powodem przekraczania tej granicy był egoizm. Wydaje mi się, że przede wszystkim jest to dowód że owa miłość była prawdziwa - bo targają nią bardzo mocne emocje. Gdyby tak od razu przejść do obojętności to czy można powiedzieć że ta miłość była czegoś warta? Ale wiadomo, że wolałbym aby miłość się nie kończyła - w żaden sposób. Mam dziś dziś rozwalone myśli, więc nie wiem czy odpowiedziałem sensownie.
Fajnie by było :)
UsuńTaak ... jak ja tego nie lubię kiedy ktoś tak pieprzy bez sensu. Dlatego bardzo rzadko opowiadam o swoich problemach ... mam z tym jakiś problem. A najłatwiej jest mi wyżalić się komuś obcemu.
Ponoć psycholodzy to ludzie, którzy nie mogą poradzić sobie z własnymi problemami dlatego pomagają innym. Tak moje "psychologiczne jazdy" też czasem przynoszą pozytywne skutki ... ale to o czym piszesz bywa wyczerpujące. Tak jakby te emocje które zbieram od ludzi kumulowały się we mnie i później chciały wyjść bardzo gwałtownie. Wtedy po takim przeciążeniu najczęściej odcinam się na parę dni.
Zdecydowanie odpowiedź A i B ... choć czasami C też się plącze gdzieś koło mnie - ale staram się je ignorować.
Tak moim zdaniem przyjaźń damsko-męska na dłuższą metę jest niemożliwa. I tu właśnie leży pies pogrzebany ... i to chyba nawet w moim ogródku. Masz rację, obojętność przychodzi z czasem i jest straszna. A z nienawiści można jeszcze coś uratować, jeszcze coś wycisnąć. Też czasami zdarza mi się, że wierzę w miłość idealną i nieskończoną ... ale to tylko takie przebłyski.
Doskonale wiem o jakim rodzaju stresu mówisz. Najsilniejszy dopadł mnie na konkursie recytatorskim, albo kiedy pierwszy raz stałam przy tablicy na matematyce a ta wredna baba darła się na mnie, myślałam że zemdleję! Odechciewa się wtedy wszystkiego.
OdpowiedzUsuńTakie koszmary na jawie też mi się czasem zdarzają. Najczęściej pojawia się w nich totalna kompromitacja mojej biednej osoby.
Praca przez którą wykańczasz się psychicznie jest nic nie warta. Wiadomo, coś jeść trzeba, ale nie takim kosztem.
Pozdrawiam:)
Jasne, że pamiętam breloczki z gumy! To było coś, takie ładne kolory...
UsuńNa pewno więcej stresu mnie czeka jak już skończę szkołę. Wolę na razie o tym nie myśleć, bo to co przeżywam teraz chwilami wydaje mi się nie do zniesienia, a świadomość, że będzie jeszcze gorzej nie pomaga:)
Masz arachnofobię? U mnie to chyba taka łagodna postać, bo chociaż tętno mi przyspiesza i przez chwilę nie wiem co robić to jednak szybko się opanowuję i nie wrzeszczę na całe gardło:)
Moje też się gdzieś zgubiły:< Co do stresu maturalnego - na razie o tym nie myślę. Wiadomo, czuję presję z każdej strony, wszyscy przypominają o maturze i że trzeba myśleć nad przyszłością, ale do mnie to jakoś jeszcze nie dociera. Funkcja paniki włączy mi się pewnie tuż przed maturkami, kiedy dojdę do wniosku, że nic nie umiem.
UsuńNie znam nikogo kto nie lubi biedronek:) Są urocze. Kuzynka mojej znajomej tak je lubi, że... je zjada o.O
Ja się własnie tego boję. Że zostawią mnie samą na nowym stanowisku i szukaj wiatru w polu. Dobrze, że olałaś sprawę, ja zrobiłabym to samo. Zresztą, tak samo miałabym z tą "pracą" od kredytów. Nie ma mowy, praca, ktora wywołuje takie emocje to samo zło.
OdpowiedzUsuńJest nas dwie, może spikniemy się i razem założymy biznes? haha ;D
To było straszne, ja mam traumę, nigdy tam nie wrócę xD. Czułam się taka malutka tam (w negatywnym sensie), że gorzej być nie mogło.
UsuńTak, praca od kredytów też durna sprawa. Jeśli coś wywołuje takie emocje, nie warto się za to zabierać.
HAHAHAHA, dobrze Pani Prezes, myśl nad tym, co będzie naszym produktem i kto będzie odbiorcą. A ja myślę nad nazwą, hmmm... "Blondi do kwadratu"? Takich trzech, jak nas dwie, to ani jednej! xD
Ja stwierdziłam, że nie szukam na razie stałej pracy, bo chcemy z Pawłem we wrześniu do Bukowiny Tatrzańskiej jechać , a przy stałej pracy nie dostalibyśmy urlopu xD to szukam czegoś na kelnerkę albo kasjerkę ;D
UsuńCo jak co, ale blondynki są najlepsze! Nasz produkt ( jakikolwiek by on był ) rozniósł by się po rynku PĘDZIKIEM ;D
A ja chcę wrócić do tego fast-fooda sprzed roku, bądź co bądź, tam się dobrze czułam, ludzie fajni, takie jaja z nimi były. Fakt, kadra się zmieniła, ale mam bardzo dobre po nich wspomnienia, dlatego zwyczajnie - ułatwię sobie życie :D.
UsuńTak! Blondynki są mega. Wiesz co ostatnio robiłam? Nie umiałam zapłacić banknotem w biletomacie xD taki wstyd, że masakra, to zrezygnowałam z kupna w biletomacie i poszłam do kiosku.
Produkt by się rozniósł lub my rozniosłybyśmy go w pył xD.
Ja bym miała problem z fastfoodem, bo wyżerałabym im składniki ;D
UsuńDaj spokój, ja do dziś nie umiem się posługiwać biletomatem. Piekielny produkt ;D wolę w kiosku kupować, u kierowcy nie znoszę, bo schowany jest za 15 cm szybką, pewnie kuloodporną i nigdy nic nie słychać xD człowiek drze się na cały autobus, a ten dalej nie wie, czy chcesz u niego kupić bilet czy zapytać o rozmiar skarpetek ;D W każdym razie, my blondynki mamy najciekawsze akcje ;D
Ostatnio Paweł mnie odwoził do domu, wszystko pięknie, pożegnaliśmy, ja chcę wysiadać, a tu klops. Nie da się. Drzwi otwarte, ja gotowa do wyjścia, ale kapa, siedzę dalej, coś mnie uwiera, trzyma, a dopiero po dłuższej chwili zajarzyłam, że nie odpięłam się z cholernych pasów xD
A nasz produkt? Hm, stawiam na opcję drugą! ;D
Coś Ty nie przejadłabyś tego xD mi od zapachu robiło się niedobrze xD.
UsuńTo ja ogarnęłam biletomat, nawet kiedyś tam płaciłam banknotem, ale mi się coś pod czachą poprzestawiało i nie umiałam, no kurde, taki wstyd xD. Kierowcy są wredni z biletami, więc nawet do nich nie idę.
Hahahahaha, moja kochana blondi, miażdżysz <3.
No cóż, jesteśmy skazane na oszałamiający sukces :D.
Być może mnie po pewnym czasie też zaczęłoby mi być niedobrze, ale najpierw przytyłabym o jakieś 200 kg xD
UsuńJa się do tego szatańskiego automatu nie zbliżam, grzecznie truchtam do kiosku ;D Natomiast uwielbiam kasy samoobsługowe w sklepach ;D ostatnio w Tesco byłam, same drobne albo cała stówa, a oczywiście ja lubię mieć "grubą" forsę w portfelu i nie chciałam jej rozmieniać. Wprawdzie nad kasą pisało, że nie można wrzucać na raz za dużo drobnych, ale sprawa była tak poważna, że zapłaciłam prawie 10 zł w żółtych i paru 20 groszówkach xD Ach, te kasy samoobsługowe...
Sukces to my, moja droga ;D niedawno uznałam, że z racji iż kocham góry i Bukowinę Tatrzańską, to założę nam knajpkę ;D nie wiem z czym i kto będzie robił to żarcie, ale przynajmniej w ładnej okolicy xD I TY DOŁĄCZ SIĘ DO KOBIETY SUKCESU! omg haha ;D
Na pewno byś przytyła, z pewnością - zakrętu byś nie złapała, a Ty o tyciu mówisz xD.
UsuńI to lubię w automatach! Bo wreszcie jest okazja na pozbycie się drobnych i nikt nie patrzy na mnie, jak na kosmonautkę :D.
GÓRY! Dołączę do Ciebie, będę piec ciasta (jeeej, wyżyję się wreszcie artystycznie w ciastach!), gotować będziesz Ty - może w wyniku naszych posiłków nikt nie zejdzie z tego świata, ahahah :D.
Zejdzie - nie zejdzie, co mnie to obchodzi xD kasę zostawią, widoki za oknem, żyć nie umierać haha ;D
UsuńWeeeeeeeeeeź sanepid nam najdzie, ja chcę tam w przyszłości pracować, muszę mieć z nimi dobre kontakty! xD
UsuńNo co Ty, w sanepidzie? Źle mi się ta placówka kojarzy haha xD Poza tym, nie martw się, będę policjantką, to ja im narobię koło pióra jak Ci będą problemy robili xD
UsuńEwentualnie w firmie audytorskiej, będę zgrywać endżajnera!
UsuńOK. Moja osobista policjantko, jak będą chcieli mi wlepić mandat za coś tam, to dzwonię (nie mam numeru xD) do Ciebie! :D
Czuję, że też będę miała problem w przyszłości ze znalezieniem pracy, zwłaszcza, że nie potrafię rozmawiać z ludźmi ;c
OdpowiedzUsuńJej, żeby człowiek nie mógł porządnej pracy znaleźć ! Nie chcą już ludzi młodych, ambitnych.. kompletnie nie rozumiem tego świata. Ale co do tego stresu masz rację. Nie jest wart żadnych pieniędzy. ;)
Jak dobrze, że takie jeszcze daleko przede mną ;P
OdpowiedzUsuńZazdroszczę!
UsuńJedyne stresujące sytuacje w stylu tej, o której piszesz miałam okazję przeżywać na wolontariatach itp.
UsuńJej, na wolontariatach tak się stresować? :< A co tam strasznego było?
UsuńLudzie. Ja nie przepadam za ludźmi i jak jeszcze czegoś ode mnie chcą co zgroza ;P ale powiedzmy gdy wchodzę w rolę wesołego pomocnika klauna, zmienia mi się coś w głowie... Tak, czasem jestem wesołym pomocnikiem klauna ^^
UsuńZdarzy mi się mieć podobnie - ja generalnie potrzebuję balansu, odpowiednia dawka ludzi, przeplatana samotności, wtedy funkcjonuję normalnie :D.
UsuńWesoły pomocnik klaun jest inny, bo jest rolą, a nie Tobą :-). Ja miałam podobnie, jak wystawialiśmy "Wesele" - Wyspiańskiego (co prawda kilka początkowych aktów tylko), nagle stałam się Radczynią, wielką panią z miasta, z tupetem, takiej co nikt nie podskoczy - wtedy naprawdę zapomniałam o sobie, była tylko Radczyni.
Trochę to magiczne, jak można oszukać swój strach ;)
UsuńOnetem też się bawiłam, ale to w podstawówce jakoś :D Wydawał się banalnie łatwy, ale mówisz, że jak po zmianach nie do ogarnięcia to całkowicie rozumiem decyzję.
OdpowiedzUsuńMoże nie tyle zmotywować i pochwalić, co swoją drogą zdarza się niesamowicie rzadko, ale są strasznie fascynujący. Często zastanawiam się dlaczego niektórzy reagują na coś tak czy inaczej, dlaczego coś tak niesamowicie uwielbiają, albo tak strasznie czegoś nienawidzą.
Szkody niż pożytku? ;o Dlaczego tak uważasz?
Nie, nie, jeszcze nie miałam okazji go spotkać. Może w niedzielę, jeśli się wszystko uda i jeśli zjawi się w tym samym miejscu co wcześniej, w co bardzo wątpię :D
Złośliwcy na onecie i tyle. A ogólnie ile lat blogujesz? ;)
OdpowiedzUsuńPiękne, dokładnie ;)
Dla mnie to lekka przesada. Cały świat teraz używa telefonów, a kiedy ich nie było ludzie i tak umierali na raka. Zgodziłabym się jednak, że bliżej się ze sobą żyło, kiedy nie można było każdego namierzyć jednym piknięciem. Na przykład dzieci wychodziły na podwórko od tak i się spotykały, a nie pisały smsy o której wychodzą, kto z kim i co będą robić jeszcze. Zero kreatywności :D
Myślę sobie, że nawet jak ktoś jest bardzo zdesperowany to na Twoim miejscu już więcej, nie składałabym CV dla samej czynności, ów wcześniejszy fakt bezczynności na pewno będzie i tak lepszy od późniejszego wrażenie, że to co robię jest do bani i jedyne co z tego wynoszę to wory pod oczami i spadek samooceny. Współczuję, więc roboty. Czytając warunki (nie opuszczać stanowiska i takie tam bzdety) czułam jakbyś składała papiery jako ochroniarz w pudle, ale tak to już jest i słyszałam gorsze historie.\
OdpowiedzUsuńDobrze, że to rzuciłaś. Czasem warto powiedzieć nie i wrócić na stare, lepszej jakości śmieci :D. Szkoda jedynie, że nie wszystkich na to stać:c.
Ogólnie bardzo podoba mi się jak piszesz - masz talent od wbijania ludzi w poczucie tego jakimi są amatorami i głupkami przy Tobie oraz jak to ujęła noelle jak nie dojrzale piszą. Teraz ja czuję się jak mały człowieczek :)
Pozdrawiam! be-a-huminka.blogspot.com
Bo ja chciałam mieć pracę, nie zastanawiałam się nad tym, jaką, byleby mieć. I to mi udowodniło, że trzeba składać tam, gdzie mogę sobie wyobrazić moją osobę - a ja tam się nie widziałam od początku. To była jedna z sieciówek z ubraniami, wiedziałam od zawsze, że ja nie chcę z ubraniami pracować, bo zwariuję od tych szmatek. No, ale przyzwoite pieniądze mi oferowali, to pomyślałam, że może mi się wydawało.
UsuńNajwyraźniej branża gastronomiczna, fast foodowa - to moje przeznaczenie xD.
I właśnie moja twarz przybrała kolor mojej czerwonej koszulki. Dziękuję za komplement! Co do tego wbijania w poczucie, to ja nie chcę nikomu sprawiać takiego uczucia :C to nie jest mój cel. Błagam, nie bądź małym człowieczkiem i nie wywyższaj mnie, bo nie zasługuję na coś takiego. Jestem sobie ot takim człowieczkiem, pod względem wzrostu nawet za niskim! Niemniej jednak, doceniam komplement, ale nie czuj się już mało, proszę!
Co do facetów to się zgodzę ;)
OdpowiedzUsuńI tak trzeba - na luzie :D Obyś znalazła satysfakcjonującą Cię pracę i przede wszystkim bez stresów ! ; D
Dobrze, że zrezygnowałaś z tej pracy. Jeśli miałaby Cię tylko stresować, bez sensu się męczyć ;)
OdpowiedzUsuńNo jasne, że zdrowie psychiczne i fizyczne jest najważniejsze! Jak możesz pracować w miejscu, które Cię stresuje a na dodatek pozwalać sobie na sytuacje, których nie kontrolujesz i w których sama się gubisz?! A powiedz mi jeszcze co to za praca była? Na pociechę powiem, że ja również byłam na rozmowie kwalifikacyjnej, pierwszej w życiu, ale się nie stresowałam, bo nie miałam na to czasu! Byłam umówiona na 10:00 a obudziłam się o 9:20! Budzik mi nie zadzwonił! Jechałam z samochodem z szybkością 80km/h ale i tak się spóźniłam. I powiedz mi, czy może być coś gorszego, niż spóźnienie się na rozmowę w sprawie pracy?! ;)
OdpowiedzUsuńTo ja mam tak w zimie jak internetu nie ma. Kompletnie nie wiem co ze sobą zrobić, ale jak jest ciepło to nawet o tym nie myślałam choć brakowało mi bloga.
OdpowiedzUsuńWiem, wiem. Niestety teraz tak to wszystko wygląda.
Kurde, Ty cztery rozmowy kwalifikacyjne, a ja jeszcze ani jednej.
OdpowiedzUsuńTragedia z tym szukaniem roboty. Zaczynam mieć dość!
Powtórzę się, ale to nic. W jaki sposób szukasz pracy? Wysyłasz CV mailowo?
Usuń
OdpowiedzUsuńPierwszy dzień pracy jest zazwyczaj fatalnie fatalny... I przeżyłam coś takiego już dwa razy... aczkolwiek (na szczęście) Tam gdzie teraz mam przyuczenie (z wielką nadzieją ze dostanę tę robotę) jest bardzo fajnie... ludzie są mili i kochani :)
Mam nadzieje ze tobie tez sie uda coś takiego dopaść tylko się nie zniechęcaj :)
Pozdrawiam :)
Właśnie się zniechęciłam, mam awersję do ludzi, cóż z nimi źle bez nich gorzej. Moja introwersja miesza się z ekstrawersją. Bez ludzi czuję się jak bez tlenu, a nadmiar ludzi mnie niekiedy hiperwentyluje...
UsuńCztery rozmowy kwalifikacyjne to nieźle. Ja nie byłam jeszcze na żadnej :/
OdpowiedzUsuńOstatnio byłam po raz pierwszy na inwentaryzacji i miałam podobne uczucie. Na początki byłam zagubiona i na maksa zestresowana, gdyż nie wiedziałam, co dokładnie robić. Na szczęście koło mnie pracował chłopak, który mi pomagał, jak czegoś nie wiedziałam, a w innym wypadku to nie wiem, co bym zrobiła.
Myślę, że dobrze zrobiłaś. Zdrowie ma się tylko jedno i mimo że praca jest ważna, to nie warto być w niej na siłę i każdego dnia umierać ze stresu.
OK, po tych reakcjach stwierdzam, że muszę mieć w tym moim przewrotnym życiu szczęście, czy coś w tym stylu.
UsuńDobrze, że sobie wtedy poradziłaś!
Miło czytać poparcie mojej decyzji, bo rezygnując zastanawiałam się, czy jestem "bohaterką" czy idiotką i dalej nie mogę się zdecydować. Ale jest mi lepiej ;3
Nie tylko Ty, uwierz :D Ja też jak sobie przypomnę moje początku to wiem, że tego nawet gówniarstwem się nie da wytłumaczyć :D
OdpowiedzUsuńNiby plusy i minusy, a jak się z fajnym chłopakiem gada przez telefon to żadne fale nie przeszkadzają :D
ŻADNA praca nie jest warta takich stresów. Mogli by Cię nawet ozłocić, ale psychicznego dyskomfortu nie wynagrodzą pieniądze. Zrobiłaś dobrze :)
OdpowiedzUsuńPatrząc z perspektywy - krótkiej, bo krótkiej ale to nic - nie żałuję, że zrezygnowałam. :-)
Usuń