środa, 22 maja 2013

tornado

Tak jakoś ostatnio mi się na wspominki wzięło, wynikające zapewne z przeżyć ostatnich, i tak jakoś wygrzebałam szkic z poprzedniego bloga, który doskonale oddawał wówczas zastaną rzeczywistość, jednak po małym tornadzie w głowie, a może bardziej w sercu, okazało się, że wpis jest aktualny aż po dziś. Z małymi przerwami na regenerację. Nie uważam, że aktualizacja jest warta zachodu, nie jest warta - jestem w pełni świadoma, jestem też świadoma tego, iż lepiej było mi właśnie bez tego przypomnienia, ale cóż pocznie stateczny rozum, kiedy serducho wywija orła? Wtedy posiłkowałam się Pawlikowską-Jasnorzewską, szukając głębi w jej myślach, leczyłam się tekstami Nosowskiej, a dobijałam Lany Del Rey - grawerowałam obrazy w pamięci melodiami The Cranberries i powoli z gombrowiczowską stanowczością stwierdzałam: "koniec i bomba!" - dodając końcówkę księdza Jana Twardowskiego. Wszystko tak pięknie, wspaniale, owiane mgłą, wypierane przez rzeczywistość, przez prozaikę dnia codziennego, aż w końcu wylądowało w koszu. I jedyne wspomnienie, jakie wówczas pozostało to rozczarowanie. Tymczasem okazuje się, że każda iskierka emocji w miejscu, gdzie ta emocja winna być zneutralizowana jest wulkanem będącym w stanie hibernacji. Może wybuchnąć, ale nie musi - nikt nie jest w stanie przewidzieć. Właśnie erupcja wulkanu nastała, mgła opadła, wszystko stało się jaskrawe, wręcz przesycone. I tylko forma ta sama. Tak sobie myślę, że nic nie dzieje się bez przyczyny, że sens zawsze gdzieś tkwi - a to jest dla mnie nauczką, że miękkie serce oznacza ciężkie lądowanie. I że pozory mylą. Wszystko może wskazywać na..., a wcale takim nie jest, grunt, by zachować siebie, zdrowy rozsądek i twardo wierzyć, że się uda, jak nie teraz to jutro. Nawet przez moment zrobiło się miło, oj bardzo miło, ale na krótko. Mimo wszystko, siedzi we mnie wdzięczność z powodu tej całej sytuacji, jasne - zamęt nastał, ale też świadomość na kogo można liczyć, uśmiech się pojawił przez 5 minut, a i radość zakwitła. Tylko potem jakoś się posypało, ale się odbuduje, może tym razem będzie neutralnie - bez emocji? Jedynie z miłym wspomnieniem. Przecież się da, mam na to doskonały przykład.

Ogłaszam koniec matur. A polski ustny? Stówa!

Mój grawer.
The Cranberries - "Stars"

6 komentarzy:

  1. Gratuluję! I jestem z Ciebie dumna :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! ;-*
      Ja z siebie też jestem dumna, tym bardziej, że po mojej wypowiedzi nic nie wskazywało na taki rezultat :D.

      Usuń
  2. To z tym ustnym polskim mamy tak samo :d
    Jaki temat prezentacji miałaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetne uczucie mieć ustny polski na stówę, a pisemny zawalić - wręcz warte polecenia.
      Motyw buntu w literaturze. A Ty?

      Usuń
  3. Pawlikowska-Jasnorzewska, Nosowska, Lana Del Rey, The Cranberries - jakbym czytała o sobie. Wybrałaś samą esencję emocji przekazywanych w sztuce. I jak tu nie mówić, że jesteśmy bratnimi duszami!
    Gratuluję setki - no ale w końcu nie mogło być inaczej. To teraz wakacje? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spodziewałam się, że słuchamy podobnych wykonawców, tzn. The Cranberries akurat wiedziałam, ale Nosowska i Lana Del Rey - nie miała zielonego pojęcia. Oj jesteśmy bratnimi duszami, z pewnością :D.
      Można powiedzieć, że wakacje + rozjazd z CV, ale grunt, że szkołę mam za sobą :D.

      Usuń

SPAM nie jest mile widziany.

Dziękuję za każdy sensowny komentarz.