niedziela, 30 grudnia 2012

moc wspomnień

Wraz z melancholią końcoworoczną, zebrało mi się na wspominki i takie podsumowanie roku. Niestety, moja pamięć, choć doskonała[sic!] - tak dość krótka, więc na pewno pominę masę rzeczy, których pominąć nie powinnam.
Po pierwsze i najważniejsze, co do zeszłego roku - zostałam matką chrzestną. Wiadomość o tym, że nią zostanę, pojawiła się wraz z wiadomością, że moja kuzynka zaszła w ciążę. Moja Gwiazda urodziła się we wrześniu, a zatem miałam trochę czasu, by przygotować się do funkcji jaką będę pełnić. Obecnie jesteśmy z G. (pierwsza literka imienia Księżniczki) na etapie rozmówek "Aaaaa a a aaa", "Eeee  ee eee", "Yyyy y yyy" i "Grrr grr". Co trzymiesięcznej dziewczynce wychodzi naprawdę dobrze, aczkolwiek ja jestem nieobiektywna, bo zakochana w niej na amen. Warto też dodać, że przybyła mi nowa kuzynka, w której jestem zakochana nie mniej, która uwielbia się bawić w "nie ma, nie ma - JEEEEST!".
Po drugie, co wynika z pierwszego, postanowiłam pójść do pracy we wakacje. Nie było to dla mnie jakimś strasznym wyrzeczeniem, bo trwało to tylko miesiąc. Co zapewniło mi masę przygód, wspomnień i pierwsze doświadczenia. O tej pracy mogłabym opowiadać godzinami i wspominać ludzi, których spotkałam - i których obsługiwałam jako kasjerka. Wzrosła mi wówczas wiara w człowieka, gdyż usłyszeć "Pani pierwszy dzień? Niech się pani niczym nie przejmuje, pani Asiu - wszystko będzie dobrze" - od pewnego pana. Ponadto wyszło na to, że sapientia należy do osób, które czarują urokiem osobistym (o którego posiadaniu nie miałam pojęcia), gdyż dla odmiany serwowano mi "nie mogę się na panią napatrzeć", "dziękuję pani za cudownym uśmiech", "pani jest taaaaka cierpliwa, chciałbym być taki cierpliwy jak pani" - i koniec końców wyznanie 5-7 letniego chłopca, który po odejściu od kasy ze swoim tatą (na pożegnanie uraczyłam ich uśmiechem firmowym nr 4) - spojrzał na mnie wielkimi oczami i wypalił głośno: "Ale pani ładna!!". Co znów spowodowało, że prawdopodobnie spaliłam największego życiowego buraka i tradycyjnie nie wiedziałam, co odpowiedzieć, to się uśmiechnęłam. Dodać do tego fantastyczne kontakty ze współpracownikami, spowodowało, że ten miesiąc choć pełen stresu, był wspaniały i bardzo budujący (samoocena wzrosła mi bardzo!).
Po trzecie, co wiąże się z powyższym - żeby tradycji stało się zadość - sapientia przez pierwszą połowę 2012 roku prosiła o jakieś zakochanie, się w końcu zakochała. Nie w sobie bynajmniej. Całkiem pięknie się zaczęło, można by zaryzykować stwierdzeniem, że obustronnie - skończyło się niestety, mniej pięknie, bo (to już tradycja!) rozczarowaniem i spadkiem tej wysokiej samooceny, z nieznanych bliżej przyczyn.
Po czwarte, jestem dorosła. Na papierku, oczywiście, bo z mentalnością różnie bywa. Nie zaliczam moich osiemnastych urodzin, do najlepszych - wręcz przeciwnie, z dorosłości wiele fajnego nie wynika, za to wynika wiele niefajnego. Co do niefajnych rzeczy - ulubiony nasz, państwowy, zakład, kazał mi wybrać Fundusz Emerytalny - no i poczułam się staro.
Po piąte, byłam druhną. Nie wiem, czy u was też panują zwyczaje, co do drużbowania, jednak na południu Polski, tradycja ta jest mocno pielęgnowana. Musiałam załatwić parę ważnych spraw podczas wesela, aby Państwo Młodzi nie zawracali sobie nimi głów, no i oczywiście miałam się świetni bawić. Bawiłam się faktycznie świetnie, wybierając tylko szybkie kawałki i dając upust energii - i zaskoczyłam tym, co donosiły mi zaskoczone spojrzenia ze stron innych gości.
Po szóste, odnowiłam kontakty z rodziną, która trochę była (jest) skłócona - zaowocowało to telefonami, życzeniami świątecznymi i tym podobnymi. Ogólnie, całkiem dobrze.
Po siódme, straciłam psa - nie do końca byłam do niego przywiązana, ale każda strata pozostawia po sobie pustkę.
Po ósme, zajęłam III miejsce w wojewódzkim konkursie literackim i I w powiatowym. Więc przyznano mi miano artystki, z czym nie do końca się zgadzam, i tak już nikt nie dziwi się, że mam w komputerze 165656498 plików z jakimiś opowiadaniami.

Sytuacje, które spowodowały, że "ktoś" się śmiał:

Wycieczka szkolna, zabawa integracyjna. Jedna osoba ma zawiązane chustką oczy, druga siedzi przed nią na krześle. Osoba z chustką ma zgadnąć po dotyku twarzy i ewentualnie nóg od kolan w dół, z kim ma do czynienia.
- Hmm, szczupła, drobna twarz, może ... (i tu padło moje imię i nazwisko).
Z tym, że ja siedziałam w kącie po drugiej stronie, zanosiłam się śmiechem, gdyż: moja twarz jest okrągła (wcale nie drobna ani szczupła) - kształt twarzy zupełnie przeczy mojej sylwetce, dlatego wszyscy oglądając moje zdjęcia legitymacyjne, twierdzą, że było mnie więcej, niż w rzeczywistości było. A sio, precz puckom!

- Poproszę loda.
- W wafelku czy kubeczku (plastykowym)?
- W wafelku... plastykowym.

Leżę, leżę i udaję, że się uczę WOSu. Wparowuje tato z zapytaniem, co robię. Pokazuje mu półbuty, które z trudem wcisnęłam na grubą skarpetkę i mówię: "Buty rozchadzam!".

Siostra po powrocie do domu z pracy:
- Zatrzymał mnie patrol policyjny. (konsternacja rodziny)
- I co?
- Pytali się czemu uciekałam przed nimi? (konsternacja, prychnięcia śmiechem)
- A uciekałaś?
- Noo... nie zauważyłam ich, dopiero jak mi policjant przed maskę wyskoczył, to się zatrzymałam...

Wigilia, moment modlitwy. Wszyscy w niesamowicie szybkim tempie, głośno mówią daną formułkę, ja tracę dech. Parsknęłam cichutko śmiechem, co spowodowało, że śmiać chciało mi się bardziej - dołączyła do mnie siostra, ale cichutko. W końcu, zaczęłam śmiać się głośniej - oprócz siostry zawtórowała mi mama. Żeby nie narażać się na gromy za takie niepoważne zachowanie zatkałam sobie nos - skończyło się płaczem ze śmiechu.

Siedzę sobie na lekcji historii, siedzę i się nudzę, jak zwykle. Kobieta na początku zaznaczyła, że pod koniec lekcji powie, jaki materiał będzie wymagany na sprawdzianie. Siedzę, nudzę się, gapię się na zegar, co sekundę. Nudzę się, nudzę, gapię, gapię, gapię. Nauczycielka nagle (do mnie):
- Jeszcze raz popatrzysz na ten zegar, a dostaniesz jedynkę z zachowania!!
[mam traumę od tamtej pory]

- Nie malkontenć, staaary!
- Nie ma czego?

- Może byś się tak odezwała do X? - proponowała matula, która uznała, że lepiej wie od córki czego ona chce.
- Jak będę chciała porozmawiać monosylabami, to pójdę do G. i A. (mojej małej kuzynki). Żeby jeszcze chociaż użył jakiś równoważników zdań - nie wymagam podrzędnie czy nadrzędnie złożonych, stron biernych, środków stylistycznych i kwiecistych epitetów. Jedynie, krótkich zdań, ale nie - w tej sytuacji gadam tylko ja, a słyszę ciszę.
(Biedny X)

- Mamo, okej, jeżeli po wigilii pies szczeka na zachodzie, to stamtąd będzie mój przyszły mąż, jeżeli na wschodzie, północy czy południu analogicznie - ale, cholera, co w sytuacji, gdy szczeka nasz własny pies?!
(Odnośnie staropolskiego zwyczaju)

- Schudnąć, to odrobinę umrzeć.
- Idąc tym tropem myślowym: przytyć, to odrobinę zmartwychwstać. Dobra nasza!

- Czujecie to? - pyta nauczycielka chemii.
- No właśnie tak mi się wydawało, że coś śmierdzi! - stwierdziła jedna z koleżanek.
Na co nauczycielka chemii, która powyższego nie słyszała:
- To zapach ferii.

Na matematyce, przy odpowiedzi:
- Co potrzebujemy, by skonstruować funkcję liniową?
- Linijkę?
Przyznaję się, że to ja tak odpowiedziałam - byłam bardzo zestresowana i nie wiedziałam jakie głupoty plotę - a poniekąd miałam rację!

Inne teksty matematyczki: "manna ci z nieba nie spadnie!", "zróbmy to czem prędzej", "lubisz pisać? pisarzem zostaniesz!", "nie można tak pisać co bądź!".

- Przez to, że wszyscy mówią na te łyżeczki wiosła, przychodzą do mnie klienci, odchodzą już od kasy - a ja zapomniałam im dać łyżeczkę no i wypaliłam: wiosło, proszę!

- Ślub z impotentem jest ślubem nieważnym - poucza nauczycielka religii.
- A z eunuchem? 

I wiele, wiele, wiele innych, które umknęły mi z pamięci. Bohaterami dialogów są osoby, które w danej sytuacji mi towarzyszyli.


Gratuluję wszystkim, którzy przebrnęli przez ten tekst. A także życzę Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku - w zamian roszczę sobie opcję trzymania kciuków za mnie w maju ;-).

5 komentarzy:

  1. Przebrnęłam, nie było wcale trudno :)
    Trochę się w tym roku narobiło jak widzę. Jesteś chyba bardziej dorosła ode mnie, bo ja pracowałam w całym swoim życiu jeden dzień :D Jak widzę miło to wspominasz ;)

    Teksty sprawiły iż padłam i nie powstałam przez długi czas, szczególnie funkcje liniowe :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pracę wspominam bardzo miło, chociaż kosztowała mnie masę stresu, nerwów i kilogramów (w ciągu dwóch tygodni było mnie o dwa mniej, a pod koniec o cztery albo pięć).

      Taa, funkcje liniowe to jest jedna z najgłupszych rzeczy, jakie w życiu palnęłam, ale stres jaki opanował mnie przy odpowiedzi był niszczycielski. Nauczycielka 70letnia kobieta, z przeszło 40letnim stażem pracy była (była, bo teraz odeszła na emeryturę) postrachem szkoły, więc nic dziwnego. I jeszcze jak to powiedziałam, to skomentowała to "proszę sobie ze mnie żartów nie robić!!". Myślałam, że wlepi mi z miejsca pałę, ale na szczęście dała mi pytanie praktyczne (u mnie teoria zawsze kiepsko w porównaniu do praktyki) i jakoś się uratowałam - na dopa oczywiście, bo u niej dostać więcej było cudem :D.

      Usuń
  2. podziwiam osoby robiące takie podsumowania, ja bym chyba nie umiała. u mnie każdy dzień jest tak do siebie podobny...
    pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hhahahahaha xD Padłam! Nie wiem z kim Ty się zadajesz (tsaaa...), ale jest mega śmiesznie! Genialne przykłady z tym szczekaniem psa, chudnięciem xD Ahhh, rok niezapomniany, musisz to przyznać!^^ I koniecznie korzystaj z tego co przyniósł Ci los, z tych doświadczeń, a zwłaszcza tych miłych słów i gestów ;) A maturka, hm. Będzie dobrze ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem Ci, że ja także leżę i udaję, że się uczę. Daleko tak nie pociągnę, ale lenistwo bierze górę.

    OdpowiedzUsuń

SPAM nie jest mile widziany.

Dziękuję za każdy sensowny komentarz.